12/10/2014

Koniec z zastojem (chyba:P) !

Hej kochani!
Dawno mnie tu nie było. No dobra, bardzo dawno. Do tego stopnia dawno, że niektórzy zaczęli się pytać czy nie prowadzę czasem kwartalnika. Wzięłam sobie to do serca, jednak zamiast wziąć się w garść, to nadal obijałam się. A teraz nawet kwartalnikiem tego nie można nazwać, bo od publikacji ostatniego posta minęło pół roku. Pomimo braku aktywności na blogu, śledziłam bacznie Wasze poczynania. Tak, tak - moje milczenie nie wynika z braku zainteresowania. Brakiem czasu też się nie będę wymigiwać, bo dla chcącego nic trudnego.Po prostu przepadłam, żyłam w innym świecie.Ale tak pozytywnie przepadłam. Zregenerowałam siły i wrócę ze zdwojoną siłą (mam nadzieję). W tym roku jest tak dobrze, że nawet nie narzekam na totalny chłód panujący na Warmii/Mazurach)- tak często przemieszczam się, że sama nie wiem gdzie jest zimniej. Przepraszam Was cholernie! Szczególne przeprosiny należą się Oleńce (http://myfakeplantsdied.blogspot.com/), której OBIECAŁAM wielki come back...Jest mi tak wstyd, że nie dotrzymywałam słowa. Ale wyrażam skruchę i naprawiam swój błąd małymi kroczkami:*
Lipiec i połowa sierpnia minęły pod znakiem pobytu w Madrycie. Kolejnym z resztą. Nie chciało się wracać- ciepełko, atmosfera, pyszne żarełko. Miód, malina;)
Wrzesień przebimbałam. Bez dwóch zdań. Nie wiedziałam nawet, że potrafię być tak leniwa.
Październik- mój wielki i przez moment bolesny powrót do rzeczywistości. Studia, ranne wstawanie, nauka, pisanie pracy magisterskiej ( a jeszcze niedawno biadoliłam o pisaniu licencjatu). Zauważyłam jednak więcej plusów niż minusów. Spotkania z przyjaciółmi, pogłębianie wiedzy, poszerzanie horyzntów myślowych (jak to pięknie brzmi!), nagrody (stypendium, ach, stypendium!). Pierwszy raz w życiu widzę, że to do czego tak bardzo dążyłam jest tak bliskie spełnienia. Ciężka praca została nagrodzona. Przyszedł więc czas na wyznaczenie nowych celów. Coraz mniej przeraża mnie przyszłość. Zamiast zamartwiać się tym co będzie za rok, korzystam z przytrafiających się okazji i wykorzystuje je do cna. Bo nic samo nie przyjdzie.
Czasem takie aspekty jak zmiana towarzystwa czy nastawienia do życia są kluczem do innego życia. Lepszego, szczęśliwszego. Nie warto babarać się w przeszłości. Zazwyczaj inni nie pamiętają już dawno tego, co odstawiliśmy misiąc wcześniej, a co powiedzieć rok lub dwa. Przestałam rozmyślać godzinami o głupotach. Interpretować swoje zachowania sprzed wieków (to się rozkręciłam), analizować co mogło się stać gdybym. Mogę nawet powiedzieć, że trochę wydoroślałam (ale tylko trochę).
Gorące buziaki na te zimne dni kochani!Powracaaaam!

5/07/2014

Kiedy powiem sobie dość...

... a ja wiem, że to już niedługo. To niedługo nastąpiło jakiś miesiąc temu. Szczerze mówiąc wcale nie czekałam na ten moment. Ba, jak zawsze wyszłam z założenia, że wszystko będzie okey i muszę jedynie przeczekać ten fatalny dla mnie okres. Pomyślałam sobie, że nie powinnam podejmować pochopnych decyzji. Doszłam także do wniosku, że warto dawać ludziom dziesięć tysięcy szans tylko po to, by oni mogli je ZMARNOWAĆ. No właśnie. Chyba to właśnie ta dziesięć tysięcy pierwsza szansa przeważyła. Złamała mnie całkowicie. Sprawiła,że zrozumiałam, że czas zakończyć pewne znajomości (jakiś czas temu nazwałabym tą znajomość przyjaźnią). W końcu dotarło do mnie, że przyjaciele nie wykorzystują człowieka do cna i nie traktują jak niepotrzebnej zabawki, gdy tylko im się znudzisz/ nie przydasz do czegoś. Przyjaciele nie będą cię olewać przez kilka miesięcy. Przyjaciele nie napiszą ci, że nie odzywali się do ciebie, bo CHOĆ RAZ POMYŚLELI TYLKO O SOBIE ( jakby nie robili tego cały czas). I chyba to zdanie przeważyło.
Wpadłam na genialny pomysł - ja też zaczęłam myśleć o sobie. Może nie tak egoistycznie, ale jednak. Jedna chwila, a zmieniła moje postrzeganie świata. Doceniłam jeszcze bardziej te osoby, które są przy mnie bez względu wszystko i zaczęłam doceniać... siebie. Przestałam przejmować się błahostkami i KRETYNAMI, którzy wysysali ze mnie cała energię. Teraz czuję, że żyję pełnią życia i nie boję się zmian. 

3/03/2014

Oscarowo

Szczerze mówiąc nie jestem fanką szopki, jaką jest rozdanie Oscarów. Na czerwonym dywanie pojawia się zgraja akto-celebrytów przyćmiewająca swoim blaskiem (dosłownie!) pierwotną ideę tego 'przedsięwzięcia'. Artykułów dotyczących gali pojawiło się oczywiście mnóstwo - zastanawia mnie tylko jedno: czemu opis sukni Angeliny Jolie (zresztą bardzo zacnej, przyznaję) zajmuje w rubrykach więcej miejsca niż przedstawienie dorobku artystycznego zwycięzców? O ile na portalach modowych wcale mnie to nie dziwi, tak na innych co najmniej mnie IRYTUJE.  Żebym musiała przez kilkanaście minut przedzierać się przez gęstwinę kreacji od Diorów, Chanelek i Lanvinów, aby dotrzeć do kilkuzdaniowej notki wygrał TEN I TEN i TA i TA. Grali SUPER, FANTASTYCZNIE, a nawet trafiłam na określenie FAJNA GRA AKTORSKA (sic!).
Drugą rzeczą, która urzekła mnie (na swój sposób) jest głębokie ubolewanie na co drugim profilu Facebookowym, że Leonardo DiCaprio nie dostał Oscara. Och, jaki on biedny! Nikt go nie docenia, a już najmniej Akademia Filmowa. A przecież taki świetny aktor... Z tym ostatnim stwierdzeniem zgadzam się w zupełności. Podziwiałam go w 'Co gryzie Gilberta Grape'a'. Moim zdaniem - mistrzostwo. Zaintrygował mnie w 'Shutter Island' - bez dwóch zdań. Ale w 'Wilku z Wall Street' wypadł  delikatnie mówiąc...blado. Może oceniam rolę Leo tak krytycznie, ponieważ przyzwyczaił mnie do wysokiej poprzeczki? Być może.

2/23/2014

XXXXX

Ostatnie tygodnie powinny być wrzucone przeze mnie do wielkiego wora opatrzonego napisem ZŁOŚĆ. I jeszcze większymi literami: 'NIE OTWIERAĆ', bo wiadomo, że zawsze znajdzie się jakaś wścibska kreatura, która wetknie nos nie w swoje sprawy. A jak już wytknie nos z moich spraw to powiadomi o nich całe społeczeństwo. No może przesadziłam - 3/4 społeczeństwa  W między czasie ploty zmodyfikują się, poszerzą o nowe (barwniejsze niż w rzeczywistości) fakty. Szczypta jadu, krzta cynizmu, bukiet plugawości i oto mamy XXI wiek. Bez komentarza...